czwartek, 26 sierpnia 2010

Analogowo...

Kilka miesięcy temu wzięła mnie nostalgia za fotografią analogową. W sumie dość szybko bo cyfry używam dopiero od roku. Chciałem też sprawdzić jak radzi sobie 20-35/2,8L na pełnej klatce (5D to odległa przyszłość). Nie wiedziałem czy starczy mi zapału na długo dlatego chciałem kupić coś taniego (wcześniej sprzedałem już wszystkie analogowe graty jakie miałem). Wybór padł na EOSa 10 lub 100. Setki nie mogłem znaleźć więc kupiłem dziesiątkę. Wygląda tak:


Tutaj z 20-35L.

Cóż, zaskakująco fajny aparat. AF dość szybki. Z mankamentów podałbym tylko nieużywalny tryb manualny (nie ma drabinki), ale ja i tak używam zazwyczaj AV, uciążliwy sposób ustawiania korekt (dostęp do przycisków nie jest zbyt szybki) i brak tylnego kółka. Ale za to ma genialny pomiar światła, chyba lepszy niż w moim 40D. Ekspozycja wybrana przez światłomierz jest na tyle dobra, że niemal niepotrzebne są korekty - co sprawdziłem na slajdach.

Przykład z 20-35L, 35 mm i chyba na f3,5.




I jeszcze kilka kwiatków ze slajdu (Agfa CT Precisa 100) i 50/1,8II. Raczej nie więcej niż f3,5. W Photoshopie tylko wyplamkowane paprochy i rysy, skorygowany balans bieli (skaner nie jest nieomylny) i lekko podciągnięty kontrast.









Struktura ziarna to jednak coś całkiem innego niż szum, ostatnio tęsknię też do bardziej naturalnych kolorów z filmu (w odróżnieniu od cyfrowych cukierków).
No i niestety, teraz po głowie chodzi mi juz EOS 1n :)

1 komentarz:

  1. Fakt, cyfrówki mają bardziej cukrowe kolory. Sama łapię się na tym, że wolę mieć w moim NIkonie opcję 'vivid', bo wolę pełniejsze kolory, ale potem spogladam na analogowe zdjęcia sprzed lat i stwierdza, ze nie można odtworzyć cyfrówką tego klimatu z analogu.

    OdpowiedzUsuń